Ciąg dalszy:
Nad Warszawą zaczęły krążyć demony
wPolityce.pl: "Do tego, że z „Faktów TVN” coraz częściej nie dowiemy się co się naprawdę wydarzyło, za to zawsze jest jasne kogo należy nienawidzić a kogo kochać, kto jest ostoją spokoju, a kto rzekomo podżega do podziałów, już się jakoś przyzwyczailiśmy. Niestety, od pewnego czasu tą samą drogą zdaje się podążać telewizjapubliczna, a zwłaszcza „Wiadomości”. / .. /
To co zaprezentowała w swoim zjadliwym felietoniku Justyna Dobrosz-Oracz w niczym nie przypominało obiektywnego materiału dziennikarskiego, za to w zupełności nadawałoby się na straszący opozycją spot wyborczy Platformy Obywatelskiej.
Ale po kolei. Materiał zatytułowano tak (obiektywnie inaczej):
Egzorcyzmy przed Pałacem
a prowadzący program przeczytał taką zapowiedź:
Późnym wieczorem zakończyły się organizowane przez PiS obchody czwartej rocznicy katastrofy smoleńskiej. Dla Jarosława Kaczyńskiego wyjaśnienie sprawy jest - jak mówił - kwestią polskiej niepodległości. Ale to nie słowa lidera PiS-u, czy wypowiedzi innych polityków były dziś komentowane w mediach i Sejmie. Największą uwagę skupiło to, co wydarzyło się na zakończenie marszu.
Narracja zaproponowana dalej przez Justynę Dobrosz-Oracz jest tak kuriozalna, że aż ręce opadają. Rozpoczyna się sceną wyjścia lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego z konferencji prasowej i zjadliwie wypowiedzianym zdaniem:
W ten sposób prezes PiS uniknął pytań o to czy i ewentualnie kogo trzeba uwalniać od wpływów szatana.
Cóż takiego strasznego zdarzyło się zatem na Krakowskim Przedmieściu? / .. / Odpowiedź okazuje się szokująca: to fakt iż ksiądz obecny na obchodach, zasłużony kapłan Stanisław Małkowski, zaproponował zgromadzonym odmówienie egzorcyzmów
„aby różne złe duchy opuściły naszą ojczyznę i różne takie budynki w tym jeden niedaleko, Pałac Namiestnikowski”.
Taka to straszna rzecz się stała. Justyna Dobrosz-Oracz oburza się zatem prawie tak jak oburzali się autorzy „Dziennika Telewizyjnego” na solidarnościową ekstremę. I tonem najświętszego oburzenia prowadzi dochodzenie: kogo miał na myśli ksiądz Małkowski, który zresztą płynnie przechodzi w materiale w Prawo i Sprawiedliwość."
Po przeczytaniu tego artykułu, przypomniał mi się dość ciekawy fragment książki ... , ale o tym za chwilę. / Dodano o godz. 03:27 / Chwila minęła, może więc warto zacytować fragment skojarzonej ksiąki.
FRAGMENTY KSIĄŻKI
Leszek Szymowski - "Zamach w Smoleńsku"
CZĘŚĆ III “Anatomia zbrodni” - Rozdział 12 “Przecięta pajęczyna”
“10 kwietnia 2010 roku wczesnym rankiem, dysponent tej zabójczej wiedzy - prezydent Lech Kaczyński - wsiadł do tupolewa lecącego do Smoleńska.
Na pokład samolotu wsiedli również jego najbliżsi doradcy, którzy znali dużą część zasobów przejętych po WSI, znali treść aneksu i zabierali głos w sprawie jego publikacji: Władysław Stasiak, Aleksander Szczygło, Mariusz Handzlik. Na pokładzie znalazł się również Zbigniew Wassermann - jeden z autorów reformy wojskowych służb specjalnych i gorący zwolennik likwidacji WSI.(...)
Fragment książki, str. 198, Rozdział 12 "Przecięta pajęczyna" - cytat:
“W styczniu 2007 roku pierwsza wersja raportu została opatrzona klauzulą “ściśle tajne” i przesłana do Kancelarii Prezydenta. Lech Kaczyński i weryfikatorzy popełnili katastrofalny błąd: podali do publicznej wiadomości, że w raporcie figuruje 130 nazwisk czynnych agentów WSI, którzy swoją współpracę wykorzystywali w celach innych niż bezpieczeństwo państwa. Nie podali jednak o kogo chodzi. ten błąd miał się wkrótce zemścić i to surowo. (...)
Był 16 lutego 2007 roku. W Kancelarii Prezydenta odbyła się uroczysta konferencja prasowa. Lech Kaczyński i siedzący obok Antoni Macierewicz oglosili, że oto Prezydent RP podjął decyzję z prac Komisji Weryfikacyjnej WSI. Punktualnie o godzinie 12.00 raport znalazł się na stronie internetowej Kancelarii Prezydenta. I wywołał burzę. (...) W 16 załączniku do raportu, Antoni Macierewicz ujawnił agentów WSI uplasowanych w mediach i w strukturach państwowych, którzy współpracę z WSI wykorzystywali do celów innych niż bezpieczeństwo państwa. (...) http://www.naszdziennik.pl/dodatek/wsi/raport.pdf
Wiadomo jednak, że z pewnością część nazwisk została przed upublicznieniem raportu usunięta z przyczyn znanych jedynie najbliższym współpracownikom prezydenta. To oznaczało, że dokumenty dotyczące tych ludzi można było w każdej chwili opublikować. Decyzję o tym musiałby podjąć urzędujący prezydent. Wystarczył jeden jego podpis … (...)
Kilka miesięcy później, Antoni Macierewicz znów w trybie ściśle tajnym przesłał do Kancelarii Prezydenta aneks do raportu z weryfikacji WSI - czyli drugą część dokumentu - od początku sugerował, aby jak najszybciej ujawnić jego treść opinii publicznej. Jednak Lech Kaczyński wciąż odwlekał tą decyzję. (...)
Nie było jednak tajemnicą, że w aneksie do raportu Macierewicza znalazły się informacje ujawniające kolejnych agentów WSI, a także niejasne powiązania z politykami SLD i Platformy Obywatelskiej - zwłaszcza z Bronisławem Komorowskim. Sam Komorowski postanowił dowiedzieć się, co znaleźli likwidatorzy WSI i czy może mu to zaszkodzić w przyszłej działalności politycznej. Doprowadziło to do wybuchu wielkiej afery, której obraz wyłania się z akt śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Apelacyjną w Warszawie .. (...)
W międzyczasie doszło do wyborów, zmieniła się władza, a on sam został marszałkiem Sejmu. Zwrócił się wówczas do koordynatora służb - Pawła Grasia - z zapytaniem o obu swoich rozmówców ( dopisek: Leszka Tobiasza, Wojciecha Sulimskiego). Graś udzielił mu informacji, że obaj rozpracowywani są przez kontrwywiad cywilny, który podejrzewa ich o szpiegostwo na rzecz Rosji. Doszło więc do sytuacji bezprecedensowej: dopiero co mianowany marszałek Sejmu RP spotkał się z dwoma osobami podejrzanymi o szpiegostwo na rzecz Rosji i negocjował z nimi nielegalny zakup ściśle tajnego dokumentu. (...)
Fragment książki, str. 201, Rozdział 12 "Przecięta pajęczyna" - cytat:
Gdy jesienią 2007 rokuwładzę przejęła Platforma Obywatelska, Macierewicz przestał być szefem kontrwywiadu wojskowego, ale zdobył mandat poselski z listy PiS-u. Pracami komisji pokierował Jan Olszewski - były premier RP. Pomieszczenia do pracy komisji udostępniła Kancelaria Prezydenta. W ciągu jednej nocy dokumenty Komisji Weryfikacyjnej WSI przewieziono ciężarówkami do Kancelarii Prezydenta. W ten sposób, w Kancelarii zgromadzono niemal wszystkie archiwa Wojskowych Służb Informacyjnych - archiwa obnażające dziesiątki patologi i setki afer, materiały obciążające kilkaset osób zamieszanych w te afery - wśród nich osoby z pierwszych stron gazet. Równolegle zaczęły się prace nad przygotowaniami do ujawnienia drugiej części raportu z weryfikacji WSI czyli właśnie aneksu.
Członek Komisji Weryfikacyjnej WSI:“Na biurko prezydenta Kaczyńskiego trafiła wersja aneksu, ale prezydent ją poprawił, pewne rzeczy kazał wykreślić. Sporządzono więc drugą wersję. Było tak samo. Ostatecznie chyba dopiero jedenasta wersja - okrojona prawie o połowę w stosunku do pierwszej - znalazła akceptację w oczach Głowy Państwa. Prezydent zwlekał z jej upublicznieniem, choć Macierewicz, Olszewski i inni doradzali mu, aby odtajnił to jak najszybciej. Ale Kaczyński się wahał i wahał. W zgodnej opini nas wszystkich, czekał z ujawnieniem aneksu do okresu poprzedzającego kampanię wyborczą. Wydaje się zasadny pogląd, że liczył na to, iż opublikowanie aneksu pomoże mu pogrążyć Komorowskiego, w którym upatrywał głównego rywala w walce o powtórną kadencję. A może chciał poczekać na właściwy moment do ujawnienia tej zabójczej wiedzy.” / Koniec cytatu /... zbliżały sie wybory prezydenckie. Łatwo jest wiec domyśleć się, na jaki moment czekały przygotowane "haki". Można przypuszczać, z 99.99% gwarancją prawdopodobieństwa, że momentem tym miała być kampania prezydencka, której śp. Lech Kaczyński jednak nie dożył. Czy zabiły go informacje zawarte w Aneksie do raportu z likwidacji WSI?
10 kwietnia 2010 roku wczesnym rankiem, dysponent tej zabójczej wiedzy- prezydent Lech Kaczyński - wsiadł do tupolewa lecącego do Smoleńska.”
Warto zwrócić uwagę na relację CNN nagraną następnegio dnia po katastrofie / Robertson mówi: Około pół mili (800 m) od pasa ( a jest to przed drogą, za drogą jest lotnisko i miejsce katastrofy) ... daleko, przed miejscem katastrofy leżały poskręcane części tupolewa (jak to możliwe) ... i w 43 - 44 sekundzie podchodzi do leżącej już po drugiej stronie drogi części, fragmentu tupolewa, na której leżą kwiaty. Po zbliżeniu, w części tej widzimy "dziurę" z wygiętą na zewnątrz blachą, wypchniętą przez "jakąś siłę" od wewnątrz / na zewnątrz. / To nie jest "dziura" powstała od uderzenia o coś. Co było przyczyną jej powstania? Co spowodowało, że blacha poszycia samolotu wygięła sie na zewnątrz? Przy uderzeniu powinno powstać wgniecenie, a nie "TO" co widać.
Czyżby samolot z prezydentem leciał i gubił części? Na to wygląda. Jak jest to możliwe? Czyżby "po drodze" TU-154M leciał , i ulegał jakimś uszkodzeniom na skutek mikro-wybuchów, które rozczłonkowywały korpus tupolewa? Bo "gubienie części" na to wskazuje. / Posłuchajmy pilota Jaka - 40, por. Wosztyla.
<>
FRAGMENTY KSIĄŻKI
Leszek Szymowski - "Zamach w Smoleńsku"
Joachim Brudziński: “Nie wiem, co robił pan Komorowski i jego ekipa w Pałacu Prezydenckim, bo tam nie byłem. Jednak z informacji, które do nas docierały, wynika, że w pierwszej kolejności przejęli akta Komisji Weryfikacyjnej WSI.”
Informacja z kręgów PO mówi, że pierwszą czynnością Bronisława Komorowskiego, który 10 kwietnia stał się Pełniącym Obowiązki Prezydenta RP i wszedł do Kancelarii Prezydenta - była właśnie lektura aneksu do raportu z weryfikacji WSI. Do tej lektury Komorowski zapalił się tak bardzo, że nie zauważył, że nie ma oficjalnego aktu zgonu Lecha Kaczyńskiego, a dopóki tego aktu zgonu nie było - nie miał prawa zajmować gabinetu prezydenta i przejmować jego obowiązków"- pisze Leszek Szymowski w swojej książce.
Puentą tych skojarzeń niech będzie notka:
Palikot i Kalisz w Londynie:
Świńskiego ryja tam nie było, ale..
http://niechcik.salon24.pl/577804,palikot-i-kalisz-w-londynie-swinskiego-ryja-tam-nie-bylo-ale
.. przed Wyborami Prezydenta 2010, w Londynie, był ówczesny marszałek Bronisław Maria Komorowski. Otrzymał gumowego penisa. / Politycy mają pecha do Londynu.